Pierwsza historia całkiem niedawna.
Podopieczny, który świeżo wyszedł z odwyku, po raz pierwszy zobaczył swojego kuratora na trzeźwo. Uprzednie 2-3 spotkania każdorazowo zaliczał w stanie „nieważkości”. Na widok kuratora cokolwiek się zdziwił i spytał „A kim Pan w zasadzie jest?”. Kurator, jako że niezły jajcarz z niego, odpowiedział że ma facet minutę na to, żeby się domyśleć. Podopieczny przez ten czas wspiął się na wyżyny swoich możliwości i „zaliczył” – komornika, pracownika Urzędu Skarbowego, GOPS – u, kościelnego, aż w końcu się poddał. Kurator widząc jego bezsilność przedstawił mu się i wyjaśnił czemu wcześniejszych wizyt podopieczny nie miał prawa pamiętać oraz komu zawdzięcza wizytę na odwyku. Na te dictum podopieczny zerwał się na równe nogi, przeczesał lekko zmierzwione i przerzedzone włosięta i w postawie „na baczność” stwierdził: Ja Pana serdecznie przepraszam, ale ja po raz pierwszy od trzech lat jestem trzeźwy dłużej niż dwa dni. Obiecuję, że to się nie powtórzy.
I teraz pytanie, o co mu chodziło?
A historia druga – retro, zasłyszana od dzielnicowego, obecnie już emeryta, a do niedawna najdłużej chyba będącego w służbie policjanta miejscowego KPP.
Jako świeżo przyjęty do służby milicjant (stan wojenny) gość pojechał na objazd swojego rewiru. Zajechał też do jednego pana, akurat ledwo zwolnionego z ZK. Była akurat zima, coś jak teraz. Facet na widok milicjanta rzucił się do ucieczki, skacząc przez okno w…. samych kalesonach. Dzielnicowy, jak sam stwierdził, jak „rasowy pies ruszyłem w pogoń”. Facet kłusem przez pole, na bosaka! dopadł rzeki i … skoczył! Głęboko wprawdzie nie było, ale zimno i mokro na pewno. Wypadłszy po drugiej stronie zniknął w pobliskim lesie. Nasz Tommy Lee Jones stwierdził, że aż takiego poświęcenia to on uskuteczniał nie będzie i wrócił do samochodu, dojechał do mostu, a potem do lasu, gdzie znalazł siedzącego na pieńku i trzęsącego się zimna uciekiniera. Spytał się go „Po co uciekałeś? Coś znowu narozrabiał?” „Nic, ale ja na widok milicji tak mam, po prostu uciekam i już, bo jak raz nie uciekałem to dwa lata mnie w domu nie było”.
Nawiasem mówiąc gość i jego rodzina zawsze byli ciekawi, bo już duuuużo później, gdy miałem go pod swoją pieczą zrobił numer klasy 0 i zakopał na drodze dojazdowej do domu … brony. Radiowóz złapał 4 gumy jednocześnie. Całe szczęście, że to nie ja wtedy tam jechałem
