Zima nie sprzyja amatorskim wspinaczkom po gorach...-jednak nastraja do filozoficznych rozwazan i wspomnien.Osobiscie nie mialam okazji do zimowych "przejsc"-jak mowia alpinisci-jednak gdyby cos w tym czasie rzucilo mnie w gory to decyzja bylaby na tak!Dla mnie GORY -to nie tylko "piekne okolicznosci przyrody"ale chwile sam na sam z przyroda,przezycia- doswiadczenia siebie w sloncu,deszczu, burzy ,na skale przy lancuchu,na szczycie,nad przepascia.Lubie wyzwania ,adrenaline i ryzyko a tych nasze gory potrafia dostarczyc

Polecam fascynujacy film pt."Czekajac na Joe",nakrecony na podst.ksiazki alpinisty Joe Simpsona,traktujacy o jego wedrowce na Siula Grande (Alpy Peruwianskie),podczas to ktorej zostal odciety od liny przez swojego przyjaciela i wpadl do szczeliny,zlamal noge i w takim stanie wydobyl sie ze szczeliny i zszedl na dol(tam o malo nie trafil na swoj pogrzeb!)....Wybory moralne w warunkach ekstremalnych potrafia dostarczyc wrazen...Dla ludzi gor nie ma rzeczy niemozliwych.Chciec- to moc to zasada a nie wytarty frazes.Wystarczy wspomniec sir Edmunda Hillarego-I zdobywce Mount Ewerestu,ktory zrobil to wylacznie sila woli(w marynarce ,bez tlenu i sprzetu) oraz innych pogromcow 8 tysiecznikow,niektorzy z nich jakby zapomnieli, ze skonczyli juz 60 lat-nadal sa lepsi od mlodszych.Gory-to choroba nieuleczalna mam nadzieje.

Przesylam Swiateczne pozdrowienia.Moze spotkamy sie na szlaku...
