autor: koralik » 26 mar 2006, 0:22
W nawiązaniu do pytań kur@tork@. czasem boję się tych jednolitych
modeli,bo życie jest b.bogate i trudno wszystko przewidzieć.Kiedyś miałam taką sytuację;postanowienie o odbiorze 2 chłopaczków, którzy
mieszkali w wiosce, ale chałupa odległa od innych co najmniej o kilometr
albo i więcej.Wiedziałam,że ojciec pieniacz i mogłyby być kłopoty , a nie
mogłam też pozwolić,by dzieciaki zwiały w pole i kto by je tam gonił...
Z pracownikiem uprawnionej placówki pojechałam do miasteczka, do
szkoły i w obecności pedagoga wpakowałam dzieci do samochodu nie
mówiąc w czym rzecz.Samochodem tym /pojechał nawet pedagog,bo
chciał/,pojechaliśmy do rodziców. Wyszłam z samochodu i pokazałam
postanowienie.Oczywiście, płacze i krzyki.Poprosiłam,by pożegnali dzieci
całując je przez okienko samochodu ,przewidując możliwość ucieczki.
W ten sposób byli obecni i rodzice i osoba uprawniona.Dzieci widzące płaczących rodziców trochę się zdenerwowały i też zaczęły popłakiwać,
więc aby nie przedłużać rozdzierających scen,dałam polecenie odjazdu.
Pedagog został,by pocieszać rodziców,ale to już z własnej woli. Policja nie była potrzebna,ale byłam też przygotowana, że w razie oporu, zadzwoni się na posterunek.Dziś dzieci te mieszkają za granicą i kwitną.