A więc znów potwierdza się, że co sąd to obyczaj
W MOS w którym pracowałam nadal są nadzory kuratora
ale zaznaczam, że jedynie nad nieletnimi którzy są w MOS w trybie pozasądowym na tzw. wniosek rodzica/opiekuna prawnego. Więc nie ma tu mowy o dublowaniu środka wychowawczego.
Wychowankowie którzy kierowani byli do MOS-u ( do grudnia 2011 r.) przeważnie wcześniej mieli nadzór kuratora, który został zmieniony (!) na środek wychowawczy w postaci umieszczenia w MOS. Nie spotkałam się z nieletnim który byłby ,,sądownie'' umieszczony w ośrodku, a miałby jeszcze dodatkowo nadzór kuratora (wtedy można by mówić o dublowaniu).
A propo, że kurator nie jest organem MOS. Pewnie, że nie jest. Ale w takim razie jak nazwać współprace, wspomaganie się na wzajem różnych instytucji co w pracy kuratora jest bardzo wskazane i pomocne?:)
,,...Jest organem wykonawczym sądu. Na mocy jego decyzji prowadzi pracę resocjalizacyjną z nieletnim. Planuje ją i dokumentuje, odpowiadając za jej przebieg przed sądem. Sądem, który uznał, że proces resocjalizacji może/powinien przebiegać w warunkach pozostawania nieletniego w środowisku rodzinnym. Oczywiście współpracuje też z różnymi instystucjami, odpowiedzialnymi za wychowanie nieletniego...'' - też wszystko fajnie to brzmi. Tylko też co kurator to obyczaj, każdy ma swoje inne metody pracy, zapał, chęć. Jak wiadomo nie każdy kurator społeczny traktuje swoją pracę jako doniosłą, odpowiedzialną funkcję społeczną. Niektórzy traktują ją jako formę ,,dorobienia'' sobie do wypłaty i ograniczają się na prawdę do minimum. I narzekają na zniżane ryczałty które nie są wypłatą, a zwrotem kosztów. Cóż zrobić... takie czasy nastały..
Ja oddaje się w pełni kurateli, zajmuje mi to dośc dużo czasu.. zdarzają się miesiące, że dołożę do tego całego ,,interesu'' jak jadę 3-4 razy w miesiącu do podopiecznej (Opm) która mieszka ok. 40km od mojego miejsca zamieszkania. Ale nigdy przez chwilę nie pomyślałam, żeby zrezygnować z tej funkcji
,,Tylko nasze koncepcje co do pewnych istotnych kwestii okazały się być bardzo odległe'' - przykre to jest.. wiem, że ładnie brzmi ,,współpraca'' ale w praktyce wygląda to tak, że każdy ma swój pomysł, różne koncepcje, pomysły... drogi się rozchodzą co do ustalenia wspólnej pomocy... a nieletni często pozostaje bez wspólnej, rzetelnej i prawdziwej pomocy
Dlatego ja też nie jestem zbytnio za tą całą interdyscyplinarnością... jedna instytucja ogląda się na drugą, a jak coś mają zrobić wszyscy to nie robi nikt... trudno jest we wszystkim znaleźć ,,złoty środek''.
Trochę odbiegłam od tematu, przepraszam
gabi również Cię pozdrawiam
Ważne jest, aby nie dotknęła Cię straszna choroba – obojętność.