
Mediacją zajmuję się od kilku lat.Opiszę przypadek, który miałam kilka dni temu. Małżeństwo, dwoje dzieci, ostry kryzys małżeński. Podczas mediacji wychodzi na jaw, że pan stosował przemoc fizyczną, zastraszał itp. (tych informacji ujawnić mi nie wolno). Była to przemoc incydentalna, nie chodzi tu o rodzinę patologiczną, która leje się codziennie (typowe picie i bicie oraz zaniedbywanie dzieci). Małżonkowie podpisali wypracowaną przez siebie ugodę. Doszło do pierwszych spotkań z dziećmi W MIEJSCU NEUTRALNYM i wszystko było ok.
Jednak mnie niepokoi cały czas postawa pana - wciąż szuka sposobów jak pani "dowalić" pisząc kolokwialnie. Na spotkaniach mediacyjnych, w rozmowach telefonicznych również, wprost wylewa się z niego wściekłość.
I tu powód mojego napisania tego posta - obawiam się , że panu nerwy puszczą i coś może zrobić żonie? dzieciom? (pan ma urojenia, że żona go zdradza) Wpadła mi taka myśl, że może powinnam skontaktować się z kuratorem, który robił w tej rodzinie wywiad środowiskowy(dzieci są rozdzdielone - każde przy jednym z rodziców), aby uczulić go na tę sytuację (kurator nie widział państwa razem, bo mieszkają już oddzielnie i nie miał możliwości zaobserwować interakcji jakie zachodzą pomiędzy nimi...) Jednak czy po mojej wizycie taki kurator pojawi się u pana i porozmawia z nim chwilę ? Czy odniesie to jakiś skutek? Chodzi o to aby pan wiedział, że ja jestem czujna (dzwonię i sprawdzam jak przebiega realizacja ugody, tylko tyle mogę), kurator jest czujny - może to trochę ochłodzi pana emocje? Gdyby coś się stało, nie daj Boże, miałabym wyrzuty sumienie, że nic nie zrobiłam.