Serdecznie witam kuratorów i innych forumowiczów. Pragnę podzielić się moją historią być może udzielicie mi jakiś wskazówek.
Jestem mamą dwójki synów 7 i 10 lat- pracuję zawodowo jako pielęgniarka. Ojciec dzieci przebywa w ZK. Praktycznie zawsze wychowywałam ich sama bo ojciec regularnie lądował w więzieniach. Resocjalizacja była beskuteczna . Nie pomogła nawet zmiana miejsca zamieszkania, która miała na celu odseperowanie tatusia od złego towarzystwa. W nowym miejscu zamieszkania poznał złodziejaszków i kradł dalej. Jednym plusem jego był fakt, ze nie nadużywał alkoholu w związku z czym dzieci kochały tatę. nie rozumiały że słodycze które dostają pochodzą z przestępstwa. Dlatego też trudno mi było zakończyc ten związek. Dzieci chiały miec ojca. Gdy dzieci zaczęły dorastać zaczęły rozumieć problem. Wstydzą się za swojego tatę.... nie chcą do niego jeżdzić. Poczułam, że to ten czas aby całkowicie zakończyć ten związek bo dzieci zrozumiały i nic mi w przeszłości nie zarzucą. Przestaliśmy do niego jeżdzić. Zaczęły się groźby telefoniczne itp.
W grudniu 2008 roku do moich drzwi zapukał pan kurator. Ja byłam w pracy. Dzieci były pod nalezytą opieka moje mamy. Dowiedziałam się tytlko tyle że tatuś z ZK napisał jakies pismo do Sądu rodzinnego i stąd jego wizyta. Pan kurator doradził mi, że mam nie czekać tylko złożyć wniosek o pozbawienie władzy rodzicielskiej ojca.Tak też zrobiłam. Ze względu na szkodliwy wpływ na dzieci i demoralizację złożyłam wniosek o pozbawienie władzy rodzicielskiej ojca. Po miesiącu dostaję pismo z Sądu że przyjmują mój wniosek ale jednocześnie " w oparciu o wywiad kuratora zawodowego wszczynają postępowanie o ograniczenie mi władzy rodzicielskiej " Byłam w szoku. Wsiadłam w samochód i pojechałam do pana kuratora. Pan kurator powiedział mi, że mam podziękować szkole. Więc wiedziałam już o co chodzi. Pech chciał, że tak się złozyło, że pan kurator trafił na wywiad do szkoły akurat jak mój starszy syn pobił sie z kolegą. Od pana kuratora dowiedziałam się, że mogę zapoznać się z aktami w Sądzie. W tym samym dniu zapoznałams ię z aktami. Wiedziałam już wszystko. Tatuś z ZK napisał pismo, że ja z moją matką znęcamy się fizycznie i psychicznie nad moimi synami. Sąd zlecił wywiad kuratora. No i jednorazowa wizyta w domu i w nieodpowiednim czasie w szkole ...sprawozdanie kuratorskie...z którego wynikało, że nie radzę sobie wychowawczo z synami, którzy sprawiają problemy...zarzuty o znęcanie się nie potwierdziły ale wyszło, że jestem nieudolna wychowawczo. Moim zdaniem na decyzji Sądu zaważyło jedno zdanie " Matka mało reaguje na interwencje szkołu" Skąd to nieprawdziwe zdanie nie wiem bo w szkole jestem przynajmniej raz w tygodniu. Tego samego dnia pojechałam do szkoły. Pani dyrektor i reszta kadry pedagogicznej byli bardzo zdziwieni. Twierdzą, że oni nie przekazywali takich informacji kuratorowi... Pani dyrektor od razu wykonała telefon do pana kuratora. Pan kurator powiedział że jedynie co można zrobić to może szkoła napisać opinię i wysłac do Sądu. Szkoła tak zrobiła. Cała rada pedagogiczna wstawiła się za mną. Napisali jak naprawdę zajmuje się dziećmi. Na dzień dzisiejszy czekam na sprawę . Ma sie odbyć 11go lutego. Jestem pełna obaw bo widzę że jezeli chodzi o prawo i sądownictwo to wszystko może się zdarzyć. Poradnia psychologiczna do której uczęszczałam na terapię z synem też się za mną wstawi. sami mi zaproponowali że napiszą mi opinię. Jeżeli trzeba będzie powołam świadków.... ale ogólnie to sie bardzo boję. Wiem, że jestem dobrą matką i jak najbardziej radzę sobie z wychowaniem moich synów....nie wiem tak naprawdę do kogo miec pretensje... do pana kuratora czy do szkoły? Ja jestem osobą dosyć zaradną i operatywną i być może się obronię ale co z matkami mniej operatywnymi? Wychodzi na to że można pozbawic czy ograniczyć władzę dobremu rodzicowi za nic... Przykre to.