Nie znam pracy kuratora, bo dopiero dzis mam pierwsza wizyte z jego udzialem. Z wielkim trudem go wywalczylem...bo to na moj wniosek go dostalem. Zgadzam sie, ze niewiele jest takich przypadkow, gdy jest wizyta z kuratorem.. W moim 30 tys miescie, jestem pierwszym takim przypadkiem. Zaznaczam raz jeszcze. To ja wnioskowalem o tego kuratora. Wierz mi, ze wiele razy probowalem sie dogadac z zona. Sedzina na sprawach widzi, ze chce ugody. Wszystko na nic. Z kazdej wizyty sa pisane kolejne oszczerstwa przez zone..nie mialem wyjscia. Prosze mi wierzyc, ze doceniam wasza role..ale jak w kazdej grupie, sa przypadki pewnych naduzyc i o tym przypadku mowie. Co do rzadkosci nadzoru to sklada sie na to wiele przyczyn...a jedna z nich sa na przyklad finanse. Koszty spraw + koszty alimentow + prezenty dla pisklaka:)+ koszty dojazdu+mecenas+...kurator.
W moim przypadku dochodzi jeszcze wynajecie wlasnego M2..bo zona nie zgadzala sie na wizyty, gdzie mieszkaja DZIADKOWIE DZIECKA!!!!
Moi rodzice tez musza walczyc o widzenia z moim synkiem, a mam pelnie praw rodzicielskich, nigdy nie bylem karany...moj dzielnicowy nawet mnie nie widzial nigdy...Wiec czemu tak jest?
Ano dlatego, ze niektorym ludziom myla sie pojecia malzonek i rodzic.
Dobrze wiesz Kesey'u, ze faceci juz na starcie maja gorzej w walce o dziecko..dobrze wiesz ze istnieja wspaniale matki i wspaniali ojcowie. Bo wspaniale dzieci sa wszystkie...tylko jak w najmniejszym stopniu im zaszkodzic w takim patologicznym polozeniu?
Ja uznalem, ze wszystkie wizyty nagrywam. Poczatek mojego nagrywania mial inne podloze. Chcialem uwiecznic glos mojego dziecka, z ktorym poczatkowo, malo mialem kontaktu, gdyz nie wpuszczano mnie do niego. Pozniej zaczalem robic sobie wieczorami scenogramy z wizyt..i tak to sie zaczelo.
Moja kuratorke juz uprzedzilem, ze mam dyktafon i ze go wlaczam jak wychodze z auta. Wyjasnilem jej dlaczego i jest ok. Pokazalem jej scenogramy z wizyt i byla w szoku ciezkim jaki dali jej przypadek do nadzoru.
Na koniec cos Wam napisze.
Jakas tam kolejna wizyta i dziecko, ktore ma 5lat i 4 miesiace mowi na koniec...Tatusiu, zostan jeszcze godzinke, powiesz w Sadzie, ze ja Cie o to prosilem (wyrazu jego oczek nie da sie opisac)
Ja mowie, ze musi sie mamusi zapytac, bo ja musze juz jechac.
Wiec on idzie do niej i pyta
Ona oczywiscie na mnie ze wsciekloscia...Jak mozesz mowic mu, ze mozesz dluzej zostac??
On juz zaczyna powoli plakac..

Wiec matka wystapila do sadu z wnioskiem o uciecie mi godzin, bo dziecko nie chce dluzszych wizyt i nudzi sie na nich..
Powiedzcie mi..jak mialbym sie z tego obronic, jakbym nie mial dyktafonu?
Przeciez ucieli by mi wszystko o co juz 2 lata walcze.
Prosze o wiecej realizmu i wyrozumialosci dla prawdziwych ojcow i prawdziwych matek...Ja staram sie tylko o jak najlepszy kontakt z dzieckiem. Chce, zeby mial mnie w pamieci...tylko tego chce. Chce, zeby kiedys powiedzial mi jak bedzie dorosly..wiesz tata..super z Ciebie gosc. Kocham Cie.
pozdrawiam i zycze milego weekendu