No właśnie.
Skazany wykazał. Zachował dowód wpłaty. Kurator społeczny go widział. Otrzymał kserokopię. Skazany naświetlił sprawę. Odsyłał do protokołu rozprawy.
Apeluję o czytanie ze zrozumieniem i powrót do początku wątku, na szczęście nie jest tego dużo.
Problem polega na tym, że kurator miał nieformalne kontakty z pokrzywdzonymi i przez 2 lata cyklicznie wracał do sprawy, strasząc, że ci panowie pójdą ze skazanym do sądu. Skazany już przy pierwszej rozmowie z kuratorem to wyjaśnił i oświadczył, że jest na to gotowy.
Pytanie było do Państwa właśnie w związku z tym, czy tak powinno być, czy takie zachowanie kuratora społecznego było etyczne i zgodne z prawem?
Kurator, Szanowna Pani, nie musiał nigdzie ganiać. Proszę sobie poczytać wątek a nie zbywać sprawę tego typu truizmami.
Wierzę, że sprawa może być pouczająca dla każdego. Zwłaszcza dla tego, któremu zależy i przestrzeganiu prawa, i na pokazaniu skazanemu, że warto być uczciwym. Można to połączyć, prawda?
Kuratorzy często sprawują pieczę nad młodymi, nieukształtowanymi jeszcze ludźmi. Czy tak postępujący kurator społeczny, jak ten opisany w wątku, pomaga w resocjalizacji, spełnia swoje zadania, czy uczy tego, że prawo sobie, a nieformalne układy i znajomości sobie?
Skoro kurator nie wierzył, DLACZEGO przez bez mała 2 lata nie sprawdził protokołu rozprawy, tylko co najmniej raz w miesiącu a czasami i 2-3 razy kontaktował się ze skazanym w tej jedynie sprawie i przekazywał mu groźby pokrzywdzonych? PO CZYJEJ, WG SZANOWNEJ PANI, STA£ STRONIE KURATOR SPO£ECZNY?

I czy była to strona obowiązującego w naszej wspólnej Ojczyźnie prawa?
Jeszcze jedno, jak widać, z postu Szanownej Pani, są rzeczy, o których jednak nie wiedzą nawet kuratorzy zawodowi. Liczę, że ta sprawa czegoś nas wszystkich nauczy. Dostali Państwo klucze i do nieba, i do piekła. Jakkolwiek górnolotnie to brzmi, warto i czasem używać tych kluczy do nieba, aby nie zardzewiały kompletnie.
